Polowanie w Namibii
Gdyby ktoś pół roku temu powiedział mi, że pojadę na polowanie na drugą półkulę, uśmiechnąłbym się z politowaniem. Ale że marzenia należy spełniać a życie szybko ucieka, to... właśnie wróciłem ze świetnego łowieckiego wyjazdu do Namibii. Z trójką znajomych polowaliśmy tam na gnu, oryxy, impale, elandy i guźce...
Jak wyjechać na polowanie do Namibii ?
Kolega po strzelbie, który namówił mnie na tę wyprawę, zorganizował ją poprzez Biuro Polowań Argali z Grodziska Mazowieckiego. Poza organizacją polowania i nasz pośrednik załatwił sprawę wiz, które jak na razie są potrzebne, by do Namibii wjechać. Najbliższa ambasada tego kraju znajduje się w... Berlinie. Bilety lotnicze to już kwestia „skanowania” internetu. Okazało się, że najtańszą ofertę w interesującym nas terminie ma Qatar Airlines. Podróż w jedną stronę razem z przesiadkami trwała 24 godziny. Cóż polowanie w Namibii wymaga twardego tyłka. Udało nam się przy okazji zwiedzić stolicę Kataru – Dohę. Powrót, mimo że dodatkowo przez Johannesburg, trwał o cztery godziny mniej. Za to na przesiadkowych lotniskach mocno wyciągaliśmy nogi, żeby zdążyć na kolejny samolot.
Polowanie w Kambaku
Po wylądowaniu w Windhuk, stolicy Namibii, czekał na nas Horsti, nasz PH. Podróż do obozu, który był odległy o 280 km, trwała prawie pięć godzin. Najpierw asfaltem, a ostatni kawałek to 45 minut drogą szutrową. Cała farma Kambaku, na której polowaliśmy to teren 18 tys. hektarów. Jak wszystkie farmy w Namibii – ogrodzony. Główna siedziba, do której przyjechaliśmy, to liczne budynki, w których znajdują się hotel, basen, stadnina koni i budynki gospodarcze. Była tam też masarnia, w której przygotowywano fantastyczne wędliny i nie tylko ze strzelonej na naszym polowaniu w Namibii zwierzyny. Tutaj przyjeżdzają też ludzie, którzy chcą po sawannie pojeździć konno lub spędzić w okolicy parę dni. W bezpośredniej bliskości farmy się nie poluje i można spotkać sporo zwierzyny zupełnie niereagującej na dźwięk jadącego samochodu. My w ten sposób przejechaliśmy w odległości 40 metrów od małej grupy żyraf. Na mijanych gnu czy nawet oryksach samochód nie robił wcale wrażenia. Na terenach łowieckich było jednak zupełnie inaczej i tutaj najmniejszy stuk broni czy stąpnięcie na gałąź powodowało masową ucieczkę stada podchodzonej zwierzyny.
Pośrodku sawanny czyli polowanie w Namibii.
Po przyjeździe na farmę przepakowaliśmy się do jednego z samochodów i ruszyliśmy w stronę obozu. Po pół godzinie drogi, w środku sawanny zobaczyliśmy cztery domo-namioty. Są to budynki, w których dachem było naciągnięte, grube płótno namiotowe. Trzy z nich to dwuosobowe pomieszczenia mieszkalne, oczywiście z prysznicem i łazienką. Czwarty pełnił rolę stołówki. Tu warto wspomnieć, że rano, czyli o 7., na „śniadanie” była kawa lub herbata oraz ewentualnie słodkie sucharki. Śniadanie w naszym rozumieniu, czyli tutejszy brunch, zjadaliśmy po pierwszym wypadzie w łowiska tzn. około. godz. 11–12. Salami z zebry, wędzone mięsa, kiełbaski z impali ale i jajecznica czy omlet do tego, sprawiały, że ciężko było się zebrać z powrotem w łowisko. Po chwili odpoczynku następował drugi wypad na polowanie w Namibii, który w zależności od tego, kiedy została strzelona zwierzyna, kończył się pomiędzy godz. 18. a 20.
Myśliwskie jedzenie w Namibii.
Po powrocie z polowania dostawaliśmy obiadokolację i była to wyżerka bogów! Zaczęliśmy się zastanawiać czy lepsze jest polowanie w Namibii czy jedzenie. Steki, kiełbaski, żeberka z antylop były obłędne w smaku, ale miały jedną wadę – nie było dokładek. Widocznie za mało strzelaliśmy. Bo jedliśmy głównie mięso pozyskanych sztuk. Do tego open bar, więc chodziliśmy spać późno, omawiając łowieckie wydarzenia dnia. Samo obozowisko w środku sawanny pozwalało poczuć klimat Afryki i oglądać piękne wschody słońca.
Egzamin strzelecki.
Po przyjeździe i rozlokowaniu się w naszych domkach odbyło się przestrzelanie broni. Myślę ,że miało również sprawdzić, jak de facto strzelamy i czy polowanie w Namibii jest dla nas. Cel to tarcza do przestrzeliwania broni, umiejscowiona na beczce oddalonej o 100 metrów od miejsca strzału. Ponieważ lecieliśmy z przesiadkami, a do tego koszt transportu broni przekraczał koszt wypożyczenia jej na miejscu, zdaliśmy się na lokalne Mausery. Były w kalibrze 9,3x62 z elaborowaną własnoręcznie przez Horstiego amunicją. Luneta z powiększeniem ustawionym na 6 i strzelanie na dystanse do 150–180 metrów. Wyniki, jak sadzę, zadowoliły Horstiego, bo zaczął opowiadać, co czeka nas w najbliższych dniach.
Polowanie selekcyjne w Namibii.
Polowanie w Namibii, na które przyjechaliśmy, miało formę selekcyjną. Polegało to na tym, że Horsti i drugi PH – Paulus, opiekował się dwójką myśliwych i wskazywał, co możemy strzelać. Robiliśmy to na zmianę i w ostatecznym rozrachunku okazało się, że każdy z nas pozyskał jedno zwierzę dziennie. Udało mi się wyłamać z tej statystyki, ponieważ dodatkowo zaliczyłem celny strzał do czarnej mamby. Jest to najbardziej jadowity węża, jaki tu występuje, a który w odległości około 70 metrów przepełzał przez trasę naszego przejazdu.
Typowe polowanie z podchodu w Namibii.
Samo polowanie w Namibii to albo typowe polowanie z podchodu – był dzień, kiedy mój zegarek pokazał, iż przeszliśmy 12 kilometrów – albo polowanie z zasiadki. Były one umiejscowione na ziemi, ale zahaczyliśmy również o jedną wielką, wygodną i dość wysoką ambonę. Z obozu ruszaliśmy samochodami, siedząc wygodnie na specjalnych zwyżkach i podziwiając stada zwierzyny oraz krajobraz. Teren farmy, jak już wspomniałem, to dwa obwody. Jeden – 8 tys. hektarów a drugi – 10 tys. hektarów. Nie zdarzyło się nam więc polować dwa razy w tym samym miejscu. Na siedzeniach umiejscowionych na pace Toyoty spędziliśmy sporo czasu. Polujemy od wschodu do zachodu słońca i nie ma od tej reguły żadnych odstępstw. Strzeloną zwierzynę wciągało się wyciągarką na pakę i odwoziło na farmę. Tam od razu myto przywiezioną sztukę i przystępowano do rozbioru. Wszystko w specjalnie do tego celu przystosowanych, wykafelkowanych pomieszczeniach.
Wrócimy na polowanie do Namibii.
Piękna pogoda, obowiązkowy kapelusz myśliwski i coś na szyję bo słońce pali. Do tego letnie spodnie myśliwskie, z długą nogawką. No chyba że lubimy mieć porysowane solidnie krzakami nogi. Rano było na tyle chłodno że zakładaliśmy cienki polar myśliwski. Nie zapomnijcie również zabrać latarki. Wieczorem warto świecić pod nogi bo można wdepnąć w węża lub skorpiona. Polowanie w Namibii to naprawdę wspaniały relaks. Piękne widoki, super jedzenie i mili lokalni profesjonalni myśliwi.